literature

ZSM - odcin 52, dzien matki, dziecka i prezesa

Deviation Actions

Ciumaq's avatar
By
Published:
404 Views

Literature Text

Wszystkie dzieci nasze są:
Basia, Michael, Małgosia, John,
na serca dnie mają swój dom,
uchyl im serce jak drzwi.
Wszystkie dzieci nasze są:
Borys, Wojtek, Marysia, Tom,
niech małe sny spełnią się dziś,
wyśpiewaj marzenia, a świat
będzie nasz!

(Majka Jeżowska - Wszystkie dzieci nasze są)

- Pani Levis?
Brak reakcji. Przez pancerną szybę widać było jej plecy, kiedy leżała na pryczy. Strażnik chrząknął, zniecierpliwiony.
- Ann Levis, widzenie! - niemal warknął, i wtedy się ruszyła. Przwróciła się na wznak, i spoglądając w sufit uśmiechnęła się tryumfalnie.
- Wrócił mój mewtwo…
- No, niezupełnie.
Odwróciła wzrok i spojrzała poprzez szybę na strażnika.
Po chwili już patrzyła przez szybę na inną twarz. I nie mogła się napatrzeć, mimo niepodważalnej brzydoty tego osobnika. Nie, żeby wykluczała jego przyjście. Ale jednak. I dziwne to było uczucie.

- Czeeeeść. Jesteś z telewizji?
Spotkanie na korytarzu. Mełek sięgał mężczyźnie prawie do pasa. Stał na tylnych łapkach, patrzył w górę. Fioletowy ogonek płynnie rozganiał powietrze na boki w swoim tańcu. Prawo, lewo, prawo. Mądre fioletowe oczka badały uważnie każdy szczegół. Za mełkiem stał drugi. Jego klon. Jego brat. A za nimi… a za nimi był trzeci mełek. Inny. Mniejszy, bardziej krępy, a  przede wszystkim inaczej ubarwiony. Jego ogonek był seledynowy, a oczka niebieskie.
- Tak, jestem. Przyszedłem nagrać materiał przed sobotnim Mełkowaniem. - dziennikarz , który był w stanie iść żywcem do nieba za spotkanie które teraz trwało, cały promieniał. Przykucnął przy mełkach, filmował je z bliska. Te dwa starsze zachowywały pełną powagę. Młodszy zdawał się mieć cały siat gdzieś.
- Chcesz kupić Irkę za piec dolarów?
- Za darmo! - odezwał się ten z tyłu. Pierwszy spojrzał na niego, odwracając łepek.
- Za darmo?
- Bo nie weźmie!
- No dobra. Za darmo! - wskazał ostatniego mełka. Tego z zielonym ogonem. ów od razu zrobił koci grzbiet, i pełną oburzenia minę.
- Nie! - odpowiedział oburzony. Irka była pierwszą, która nauczyła się mówić „nie” tak wcześnie, a zamiast uproszczonej wersji „ne”.
- Nie mju!
- Oj, ona chyba nie chce być sprzedana za darmo… - zaśmiał się dziennikarz.
- A za pięć dolarów? - Silven dostrzegł swoją szansę.
- Nie! Ty fu. - Oburzona Iranda odwróciła się i odeszła-  na czworakach.

Gaja lubi zdobywać wiedzę. Lubi się uczyć. Początkowo oglądaliśmy z nią książeczki dla dzieci, najpierw przez szybę, potem w klatce. Bardzo łaknie kontaktu, choć nie rozumie jeszcze swojej siły – przytula się, jest nachalna, a po skończonych zajęciach próbuje zatrzymać pracownika na dłużej. Na początku tylko ciągnęła, teraz gryzie. Ma bardzo silne szczęki, zostawia nam siniaki a nawet rany. Boimy się ją dyscyplinować, choć jeden z pracowników oświadczył, że jak jeszcze raz Gaja go ugryzie, to on ugryzie ją. Boję  się jej reakcji. Choć jest względnie łagodna. Ale nikt jeszcze nie zadał jej bólu.

- Mamo! Mamusiu! - wychrypiał Mewthree. Siedział po drugiej strony szyby, trzymał dłonie na szkle, z oczu ciurkiem leciały mu łzy. Odezwał się wokalnie, schrypiałym głosem, jakby płakał.
- Czemu. Czemu mi nie podziałałaś, kuhrwa… czemu…
Jak dobrze, że byłą ta szyba, przecież on by ją zdusił. Uściskiem, to pewne. Pod ścianą gliniarz odwrócił twarz, widać oczy zaczęły go szczypać.
Zanim Levis zdążyła odpowiedzieć, on ciągnął dalej. Miał nieprzyjemny głos. Pusty. Jak to głusi od urodzenia. Ale nauczył się, zawsze powtarzano – to się chwali.
- On mi powiedział. Ja wszystko wiem, wiem! Nie zaprzeczać… - Wyjął chusteczkę i wysmarkał się głośno.
- Przecież ja bym tobie wybaczył! Nadal! Ja tobie wybaczam. Mamo! To dla mnie takie ważne… Przephaszam... i wybaczam od siebie. Wyciągnę cię, wyciągnę i zabiohę do domu… do moich dzieci… twoich wnuków! Ty masz hodzinę, ty masz. Kuhwa, czemu nie podziałałaś…
  Zaatakował ją tak gwałtownie, że nie zdążyła nawet zapytać, czy zawsze mówi wokalnie. Jebana łasica – pomyślała. Nie wierzyła w żadne słowo tej kreatury. W jej krokodyle łzy, w jej zagraną radość. Obejrzała się przez ramie. Gliniarz za nią ocierał łzy. Przewaliła oczami.
Pierdolony manipulator.
- Jaki ty jesteś wrażliwy, aż się nie chce wierzyć, że po mnie.
M-3 wsadził rękę w otwór w szybie. Policjanci złapali się za kabury, ale on uspokoił ich mimiką.
- Phoszę… hozkujcie ją… to moja matka… moja matka… ty masz matkę? Tuliła ciebie do snu… a ja nie! Ja nie miałem jej, całe swoje jebane życie kuhwa! - M-3 otarł łzy rękawem garnituru.
Gliniarz, wzruszony do granic, rozkuł kobietę. Ta patrzyła na sterczącą w jej kierunku trójpalczastą dłoń.
- Phoszę… mamo… dotknij mnie, phoszę…
Żałosne – pomyślała, podając mu rękę. Ścisnął mocno. Przeciągnął do siebie, ucałował, dotknął do policzków, obficie mocząc łzami.
- Będę cię kochał, przysięgam. Tęskniłem, czekałem… cale życie czekałem…
- Przestań się mazać… - jęknęła Levis.
W tym wszystkim, nie poczuła nawet lekkiego ukłucia w okolicy nadgarstka, w tym zamieszaniu i położeniu niewykrywalnego dla kamer.

-  W dzisiejszym Mełkowaniu weźmie udział publiczny ośrodek opiekuńczo wychowawczy pobytu stałego w dzielnicy Słonecznej DeltaCity, na ulicy Bitwy o Londyn 3. Czym jest Mełkowanie – powinienem od tego zacząć. Jest to wyjątkowe spotkanie. Tego dnia mewtwo z Fair Science, dokładnie Silven, Gajusz i Iranda, pod nadzorem najlepszych wychowawców i pracowników pana Mewthree’go, spotkają się z dziećmi z ośrodka. Właśnie go widzimy. Przypominam, że jest to placówka finansowana z funduszy publicznych. - najazd kamery na piękny budynek, z kratami w oknach, z  którego wyjście prowadziło na obszerną klatkę otaczającą super bezpiecznie wyglądający plac zabaw.
- Mamy pytanie od widza: dlaczego taka klatka. Czy to zabezpieczenie przez metwrwo? Otóż nie! Taka klatka stanowi minimum zabezpieczeń każdego ośrodka, zgodnie z prawem oświatowym. Chodzi o to by dzieci nie zrobiły sobie krzywdy. Specjaliści z FairScience oraz mewtwo są tam! - zrobiono zbliżenie. Trójka Mewtwo leżała na trawie i lizała lody. Bez żadnych zabezpieczeń, jeśli nie licząc znudzonej pani pyjakacej coś w telefonie obok nich. Zielonemu mełkowi lód spadł na trawę. Rozległ się wisk. Opiekunka podniosła loda ręką i dała mełkowi.
- Czy to nie jest niehigieniczne? - zapytała dyrektorka ośrodka, co przekazały kamery, bo transmisja byłą oczywiście na żywo.
- To stworzonko wzięło loda z piachem!
- Słuszna uwaga, zapytajmy pani opiekunki!
Całą ekipa ruszyła wzdłuż ściany klatki aż dotarła do opiekunki i mełków, które wyglądały na kamerę ciekawie.
- Przepraszam panią. Dziecko znajdujące się pod pani opieką właśnie zjada loda z ziemi.
- Z trawy. - Burknęła dziewczyna. - Z trawy, nie z ziemi.
- Ale przecież to bakterie.
Dziewczyna spojrzała na Irandę, która także leżała na gołej trawie (słychać było cichy komentarz pani dyrektor), i wzruszyła ramionami.
- Cholera jej nie weźmie. - burknęła
- Chcesz loda? - Gajusz wsadził swój deser w obiektyw.
- Nie, nie, prozę tak nie robić.
- Jak można tak wychowywać, potem z  nich potwory wyrosną.
- Niech się nie boi! - psyknęła dyrektorce, wywołując tym samym jej święte oburzenie. Dziewczyna wskazała telefonem małą grupkę ludzi nieopodal.
- Sie nie podoba? To do prezesa!
W istocie M-3 tam był, rozmawiał z prasą i z radością dawał się fotografować na tle huśtawek, oczywiste za kratami. Bo nie wchodził do klatki – tam był zakaz, bo to strefa zabaw dzieci przecież.
- Pan prezes jest trochę oblegany, ale spróbujemy, w  końcu jesteśmy gospodarzem programu. Panie prezesie!
Podchodzili śmiało z  całym sprzętem. Pomniejsi dziennikarze się rozproszyli, dając wolny dostęp do M-3. Było ciepło, był więc bez marynarki, w koszuli, pod krawatem. W jednej ręce trzymał kulę, a  w drugiej energetyka ze swoim wizerunkiem na puszce.
{- Słucham.?}
- Czy mógłby pan mówić jak w tym nagraniu z więzienia? Chcielibyśmy nagrać pana słowa.
- Nie ma sphawy. - Mewthree uśmiechnął się serdecznie.
- Jesteśmy nieco zaniepokojeni, wydaje mi się, że pani obok nie opiekuje się mełkami należycie.
- Szemu? - M-3 przekręcił pytająco łeb.
- Dała temu zielonemu loda z ziemi.
M-3 zaśmiał się głośno, i gdyby nie pole zabezpieczające, to zapewne oplułby im obiektyw.
- Słyszeliście kiedyś coś takiego jak chahtowanie? Nie? Szkoda. Choleha jej nie weźmie. Luzuj poślady.
Trzeba przyznać, i ekipa to przyznała, że M-3 coraz lepiej radził sobie z mową wokalną. Ale i tak nie byli zadowoleni z odpowiedzi. Tymczasem M-3 wskazał plac zabaw ręką trzymającą puszkę.
- Zobaczysz to w phaktyce. Zobaczysz jak się bawią moje dzieci i wasze. Moje wychowanie kontha wasze na żywo. Widzowie ocenią. Pozdhawiam fanów. Kocham was. - cmoknął do kamery.
- A czy nie boi się pan że mełki uciekną?
M-3 spojrzał na reportera jak na debila, i kamera przekazała to tak idealnie, że już zaraz na stronie programu posypały się pełne drwiny komentarze.
- Czemu mieliby uciekać?
- Bo… są bez zabezpieczenia.
- A! Bez smyczy? Nie trzeba. One nie są głupie. Im się mówi. Trzymaj. Nie pij! - wręczył puszkę reporterowi, i ruszył w kierunku mełków. Kiedy się zatrzymał, opiekunka dała mu Irkę do ręki. Oczywiście nie była taka domyślna. Powiedział jej to, telepatycznie. Zgniatał zielonego mewtwo miedzy dłońmi w kulkę. Pani dyrektor aż pisnęła, kiedy M-3 cisnął stworzonkiem w dal, jak kamieniem. Miał dobrą technikę. Mełek, obracając się w powietrzu szybko znikł z oka kamery.
- Jezus ma ryja! - krzyknęła niemal cała ekipa. Za chwile jednak zaniemówili, kiedy Iranda wróciła, lecąc jak pocisk i uderzyła M-3 w ramię tak mocno, że ten pochylił się do przodu. Świergot jaki wydawała nie pozostawiał wątpliwości  -była przeszczęśliwa. Każdy mełek uwielbia tę zabawę.
- Ty nie ucz ojca dzieci hobić, dobha? - M-3 wskazał palcem reportera, uśmiechając się półgębkiem.
Dwa pozostałe mełki kręciły się koło nóg swojego twórcy. Widać było bardzo pozytywną relację miedzy nimi. Przytulały się i chciały na ręce, czego M-3 im odmawiał, ale też obiecywał że już po wszystkim obu weźmie na kolana.
- A czy wypowie się pan na temat zajścia w areszcie.
{- Nie do tego programu.} - odpowiedział telepatycznie M-3.
{- Pilnuj tematu.}
Kamera nie opuszczała M-3. Lub M-3 nie opuszczał kamery. Pilnowali się, jeden drugiego. Reporter i prezes. Ekipa telewizyjna starała się mieć M-3 cały czas na oku, zaś ten wyraźnie dbał by nie wyjść z kadru. Sfilmowano więc, jak nakazuje zabrać mełki do klatki. Opiekunka niosła Irandę na rękach, głaszcząc ją po plecach,a  dwa starsze mełki dreptały za nią jak szczeniaki. M-3 zbliżył się do kamerzysty i ukradkiem ujął za obiektywem, by sfilmować z zoomem całą drogę jego podopiecznych i reakcję na klatkę. Nie chciały wejść, ale weszły za opiekunką. Owa posadziła wszystkich na huśtawkach i zapytała, czy ma wyjść. M-3 zaprzeczy – kazał jej zostać. Huśtała więc małe mewtwo, czekając na wyjście podopiecznych ośrodka.
Miały to być dzieci w przedziale 8-10 lat.
- Tego proszę nie filmować.
Nikt nie słyszał tego zdania. Było zbyt cicho powiedziane. Ale M-3 to telepata. Odwrócił zdumiony wzrok i ujrzał asystenta pani dyrektor ośrodka, jak szepcze do ekipy.
- Filmujcie mełki.
Dlaczego? - zapytał M-3 w myślach. Ominął ekipę, i podszedł bliżej. Ujrzał, jak stawiają w pośpiechu  rusztowanie, jak rękaw na pokład samolotu – z krat, łączący drzwi do ośrodka z wejściem na plac zabaw. M-3 nie podszedł bliżej. Zmrużył oczy.
Drzwi się otworzyły, wyszedł mężczyzna… albo kobieta, nie można było rozpoznać, przez strój. Osoba wyglądała jak pozorant do szkolenia psów – ręce, nogi, tors, wszystko było owinięte grubymi, chyba polarowymi ochraniaczami. Kask ukrywał oblicze. Musiał być to pracownik, bo miał plakietkę z logo, ale M-3 nie widział nazwiska.
Potem… potem M-3 zamarł.
Z budynku ośrodka zaczęły gęsiego wychodzić dzieci. Wszystkie były otyłe, niektóre miały jeszcze pieluchę, choć to ośmiolatki minimum. Każde też trzymało przed sobą tablet. Kiedy przechodziły koło tego opancerzonego osobnika – tu M-3 aż stracił oddech – odbywał się proces odbierania tableta. Pracownik chwytał urządzenie, wyrywał je, a dziecko wpadało w szał. Biło go, kopało, krzyczało (co M-3 widział, bo usłyszeć nie mógł). Zaraz też do pomocy podbegło dwoje innych. Kiedy mały rozhisteryzowany grubas padał na ziemie, inni wciągali go do klatki. Tam dziecko kontynuowało szał, biegało, kopało, przewracało przedmioty i nawet szarpało kraty. Jak dzikie zwierze. I następne. I następne.
{- Ja pierdole…} - M-3 opadła szczęka i wszystko, co tylko opaść mu mogło. Z rozwartymi ustami stał i patrzył na to, czego nie umiał nazwać. Przy piątym, czy szóstym zaczął sceny telefonem. Zwrócili mu uwagę: proszę nie nagrywać. Musiał w końcu posłuchać, choć trochę udało mu się sfilmować. Stał przy kratach, z  dłonią zaciśniętą na jednym z  prętów, i czuł, że ma coraz bardziej wilgotne oczy.
Co? Jak? Jak można było do tego doprowadzić?
Nigdy nie spodziewał się, że to tak wygląda. Ze jest aż tak źle. Patrzył i chciało mu się po prostu wyć.
Co za degrengolada. Co za upadek.
Trzeba uciekać z tego świata najszybciej jak się da.
Po zakończeniu szaleństwa popocone grubasy zaczęły snuć się między elementami placu, niczym zombie. Nie miały już siły. Mełki nadal się huśtały. Opiekunka zatrzymała huśtawkę Gajusza i mełek pobiegł nawiązać znajomość. M-3 zmrużył oczy, by lepiej widzieć. Skupił się na swojej telepatii. Dialogi wychodziły od mełka. Wychowankowie ośrodka nie umieli na niego nawet reagować. Niektórzy próbowali dotykać, inni częstowali go stekiem wyzwisk. Ewidentnie nie wiedzieli, co to jest! Nie byli ani trochę w rzeczywistości.
Musze usiąść – pomyślał. Nogi miał jak z waty. Chciało mu się rzygać.
Waśnie zobaczył koniec ludzkości.
Kiedy oddalał się od klatki, zawibrował jego telefon. Wyjął go i odczytał wiadomość.
„Areszt śledczy: Pana matka została przewieziona do szpitala.”
Zaśmiał się tak głośno, że parę osób w znacznym oddaleniu odwróciła wzrok.
Mamusia moja kochana, kurwa. Kolejna. A taka była ładna, szkoda!
Następny krok zrobiony.
będzie kontrowerszyn. przepraszam za literówki, w tym tygodniu mam zapierdol, w ogole w całym czerwcu mam zapierdol bo robię awans zawodowy i jakos przez cały rok nie chciał się sam zrobić i teraz musze w 2 tygodnie wszystko  sama zrobić, znacie wy wiekszą niesprawiedliwosc? Ale - zdrowie ostatnii (tfu tfu) dopisuje,a  jak to jest, to rospierdoile pól siata i anwet się nie spocę. 

www.deviantart.com/ciumostwo/a…
© 2017 - 2024 Ciumaq
Comments4
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
GrinGazz's avatar
Tak po czytaniu ostatnich odcinków się zastanawiam czy zawsze piszesz z takim samym zaangażowaniem. Rozkminiam, myślę. Przecież dużo piszesz.
Wiesz co, mam ostatnio silne wrażenie, że zrobiłaś ogromny progres w swoim opowiadaniu. Nie mam na myśli historii, bo ona ewoluuje, ale narracje.
Z czasem ona nieco się zmieniała, choć ton pod bajkę był utrzymywany, dalej jest... ale zrobiło się tak klarowniej, świetliście jakoś się przez to patrzy. Cienie padają gdzie chcesz, ale że umiesz prowadzić historię z wyczuciem, wprowadzić napięcie i manipulować trochę emocjami to już wiesz.

Sam odcinek był faktycznie przytłaczający jak dla mnie. Levis moim zdaniem zachowała się naiwnie. Trochę sprzecznie z tym co dałaś nam poznać w kontakcie z Mewtwo, ale Roki tam był w defensywie. Tu jest nieco inna sytuacja, a ze względu na choćby to że Levis trochę pewnie o przekrętach M-3 wie, o jego charakterze i generalnie kombinowaniu także - generalnie mam na myśli, że wydaje mi się jej zachowanie nielogiczne nieco, a sam wątek na mnie sprawia wrażenie zakończonego trochę na siłę.

Klimat TV oddałaś zajebiście! Jakoś Ci wychodzi nieprzeciętnie z tą telewizją. Zawsze lubię czytać wywiady w TV, nagłówki z gazet, fora. Medialne Oko czuwa!
Co do samych dzieci to... śmierdzi mi tu podsunięciem motywu na zakończenie całej historii, skoro jesteśmy w ostatnim rozdziale. Zachowam domysły dla siebie, zobaczymy co się okaże!
No i jeszcze zabawy z mełkami, scena z latającą mirandą obudziła śmieszki heheszki!